Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
77
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

Otwarto i młody człowiek w mundurze wojskowym wbiegł szybko do pokoju; nie przywitał się nawet, rzucił okiem tylko i...
— Wody! Bandażów!... — rzekł żywo. — Gdzie ranny?
Matka poprzedziła go spiesznie, prowadząc za sobą; doktor wbiegł.
Gdy rękę rozciętą zaczęto rozwijać, Franek mimo wysileń, aby się utrzymać przytomnym, omdlał. Jędrzejowa załamała ręce, lekarz był chmurny i zafrasowany; otrzeźwiono wprędce rannego i wzięto się do opatrywania.
— Czy stracę rękę? — zapytał pocichu chłopak.
— Ale gdzież znowu? Nie! Nie!... Krwi tylko dużo ci uszło — szepnął doktor. — Matka słucha; gdy opatrywać będę, choć cię zaboli, nie krzycz... z ulicy mogą także posłyszeć. Bóg da, będziesz zdrów i odemścisz im tą samą ręką; męstwa tylko!
W ciszy, wśród nocy, pokryjomu odbyło się to pierwsze opatrzenie rany; a choć doktor powiedział, że ręki nie straci, przecięta głęboko, nie robiła nadziei, żeby do niej władza wróciła.
Wreszcie wszystko było skończone.
— Jutro — rzekł do Jędrzejowej — chociaż chory i osłabiony, życzyłbym mu jakkolwiek się stąd wynieść;... na Starem Mieście będą pewnie wszystkie domy przetrząsać; potrzeba go schować.
— Ale dokąd? Jak? — zawołała Jędrzejowa.
Doktor milczący wysunął się powoli.


VII.

Nazajutrz rano, choć jasny dzień ostudził nieco fantastyczne wrażenia wieczornego spotkania, miasto całe drgało niem jeszcze, burzyło się gniewem i zgrozą; znać