Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
42
J. I. KRASZEWSKI

były głupie — rozśmiał się Młot. Zresztą — dorzucił po chwili — myślicież, że my triumfu pewni jesteśmy, że marzym o koniecznem zwycięstwie? Wcale nie! Wiemy, że możemy upaść, czujemy, że upadniemy może, jeżeli bezduszna polityka Europy nie wyciągnie nam dłoni — ale mimo ofiar krwawych i upadku możliwego, ta protestacja krwi i męczeństwa jest potrzebna. Rosja głosi, że stare dzieci rzeczypospolitej, najswobodniejszej na świecie, nakarmiła już dosyta... powietrzem swych obietnic. Europa, której się chce handlować spokojnie, cieszy się, żeśmy tacy pokorni, że duch w nas rycerski wygasł, jednym mniej dla niej kłopotem na głowie. Jeszcze lat dwadzieścia, a polskie imię, duch, przyszłość, wszystko zaśpimy w błogim spoczynku... Rewolucja tylko może odżywić uczucia, krwią podlane zbudzić tradycje i zapisać głoski czerwonemi na kartach dziejów nowy pozew przed trybunał wiekuistej sprawiedliwości.
— Bohaterze — rzekł Sybirak — widziałem ludzi wielu tak gorących, jak ty, tak pełnych pragnienia poświęceń — ale też widziałem wielu ostygłych prędko i padających od podmuchu ruskiej groźby... W naturze naszej jest gorączka porywów bez wytrwałości upartej; uczcie się naprzód, by stać niezłomnymi.
— Bądźcie spokojni — dodał, wychodząc z kąta blondynek świeży i delikatny, jak panienka, z długiemi, spadającemi na ramiona, włosami — niejeden z nas próbował siebie ogniem, głodem, boleścią... To nie jest metafora, to historja... widziałem takie blizny.
Gdy to mówił, drugi poskoczył i rumieniącemu się gwałtem obnażył lewą rękę, na której znać było głęboki ślad wypalenia świeżo zagojonego... Blondyn się zawstydził.
— Oni mi tak dokuczali — rzekł, uśmiechając się do Sybiraka — nazywali panienką, dzieciakiem, iż mu-