Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
172
J. I. KRASZEWSKI

nocą ślady krwi, zamazywać je nazajutrz, i ścierać wielkiego zwycięstwa pamiątki... wspomnienia w krwawem starciu (!) ocalonego społecznego porządku.
Smutne to chwile dla tych, co na nie patrzeć byli zmuszeni, wiekuistej hańby dla tych, co jakikolwiek udział w rzezi brali; smutny triumf dla wojsk, dla rządu, co się tak okazał bezsilnym aż do gwałtu, — dla doradców rzezi i szpiegów. — Ale Bóg chciał przezeń pokazać światu, czem są ci, co w imię porządku i spokoju idą, broniąc prawdy pozornie, aby bezprawie szczepić i despotyzm osłaniać.


XVI.

Nad ciałem nieszczęśliwego klęczała Anna i płakała, ale łzy jej osychały na źrenicach. — Nie widziała nic, trzymała rękę, z której ciepło uciekało, stygnącą, martwą, trupią, bezwładną. Drzwi od ulicy były nieco przymknięte, fale ludu płynęły, mimo nich uchodząc, żołnierze ścigali je i cisnęli. Cień przechodzących stanął i zakrył jej resztę blasku mrocznego... Wzdrygnęła się, przerażona, na myśl, że jej i martwe te zwłoki odebrać jeszcze mogą. Dokoła krzyczano, że rannych i zabitych do Wisły wloką Moskale. Anna żywo przymknęła sama drzwi, zaryglowała je i pozostała w ciemnościach z trupem kochanka.
Trzeba było choć trupa ocalić, aby się nad nim jeszcze nie pastwili, choć wiedzieć, gdzie go ziemia przytuli, aby pójść tam z modlitwą i łzami.
Ale i tego nie dopuścił Bóg, który chciał, aby ofiara spełniła się cała i wielka. Zastukano do drzwi, poczęto w nie bić kolbami, ktoś wskazał po smudze krwi, która wiodła do progu, że tam rannego lub zabitego wleczono;