już starzec najmniej mógł spodziewać wykrycia prawdy, poruszył go jak by palec opatrzności rozwiązujący dlań wątpliwość ostatnią, aby spokojniejszy zstąpić mógł do grobu.
Sam na sam z sobą, do późnej nocy Dziad chodził, jęczał, modlił się, ale nad ranem po tej walce dusznej, wiedział już co miał czynić. Zatrzymał Daniela, odwołał wezwanie urzędu (znalazłszy łatwy pozór do tego) i umyślnego wysłał po Szymbora...
Nie pisał doń nigdy, kazał mu powiedzieć że natychmiast widzieć się potrzebuje, gdyż na dłuższy czas wyjeżdża z domu.
Wieczór już był gdy niepomału zdziwiony tak nagłem wezwaniem Szymbor się do Rajwoli przystawił. Na twarzy jego malowało się to uczucie zadowolnienia źle ukrywane, które cechuje niepoczciwych gdy się z cudzej cieszą niedoli. Grom po gromie spadający na Dziada... dawał mu nadzieję że Szambelan upokorzony, znękany wreście zbliży się doń nie mając nikogo i da się zawojować.
Przybywał więc z tą dobrą miną, i lisią pokorą, które najbardziej starca draźniły. Na pierwszy