Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Państwo Stamm nie byli wcale wyjechali za granicę i radzca ze zdziwieniem powitał dawną swą berlińską znajomość.
— Co ty tu robisz? zapytał.
Lekarz w kilku słowach opowiedział mu swą przygodę. Radzca jakkolwiek człek zimny i wytrawny, nie mógł ukryć wrażenia, jakie ta wiadomość na nim uczyniła... Widocznie wahał się co począć.
— Mój chory, dodał doktor, zdaje się bardzo pożądać widzieć was... na wszelki jednak wypadek nie wiedząc jakie są wasze w tej mierze usposobienia, przygotowałem go do tego, że was nie ma w domu, iż słyszałem coś o wyjeździe za granicę.
Radzca uścisnął rękę lekarza, podał mu cygaro i spiesznie wyszedł do córki.
Piękna Iza siedziała w swoim pokoju zajęta rysunkiem, gdy ojciec wszedł żywo, poznała po twarzy jego zmienionej, że się coś niezwyczajnego stać musiało. Wahał się jeszcze radzca od czego począć, gdy Iza go spytała.
— Ojcze... tobie coś jest? mów, bądź ze inną otwartym... Nieszczęście jakieś? taką się twarzą pomyślności nie wita.
— Nie jest to nieszczęście, ale co najmniej