Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od twojej — ja z natury, położenia i wieku stanę w obozie konserwatystów, a ty??
— Ja — wstyd mi wyznać rzekł Władek, niemam dziś jasnego pojęcia o stanie rzeczy w Królestwie, bawiłem w Berlinie.
— Ale to się też w Berlinie odbić musiało między młodzieżą?
— Za mało, bym się ośmielił z tego wnioskować.
— No, to ja ci powiem, że to bez wybuchu się nie skończy. Draźnią naród ostatecznie, okoliczności przyczyniają się, lat trzydzieści jakeśmy awantury nie zrobili... lękam się bardzo aby do niej nie przyszło... Cóż ty?
— Muszę się rozpatrzyć lepiej, rzekł Władek.
— Jakkolwiek konserwatysta, odezwał się Szymbor, jakkolwiek przeciwny wszelkim rewolucyom, które za sobą prowadzą, smutne skutki dla kieszeni i żołądków, nie mogę pojąć twojej obojętności. Czybyś miał ze mną robić ceremonie i taić mi co myślisz?
— Nie, odparł Władek... ale jestem ciemny... Gdy zawołają aby się bić za Polskę, pójdę.
— Musisz, rzekł Szymbor... musisz... Jestem w zasadzie temu przeciwny a widzę nieuniknioną konieczność. Niema innej roli, tylko albo podać rękę