Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mam najmniejszej ochoty do nizania pereł, — rzekł Władzio.
— Nie zarzekaj się wcześnie... zobaczysz! Nie powiem słówka więcej! zobaczysz! Jak kiedyś przyjedziesz do nas, porwę cię, zawiozę, zaprezentuję... i wiem że głowę stracisz.
— Nie wiele ona dotąd warta — odparł Władzio — alebym się jej pozbyć nie chciał.
— Jeśli obronisz głowę — to serce wpadnie w matnię.
— Na cóż więc mnie wuj chce na to niebezpieczeństwo wystawiać?
— Naiwny młodzieńcze, rzekł Szymbor z westchnieniem — ażali nie wiesz, że sercowe przygody tych dni młodości to kwiat życia, to skarby jego i wonie, które oceanem łez nie dosyć opłacić. Młodość dał Pan Bóg do kochania, a kochanie dla młodości... Później choć się już kocha to bez apetytu... Stracona młodość na wstrzemięźliwościach, to niczem niewynagrodzona strata.
— Nie mam w tem doświadczenia, rzekł Władysław, ale mnie się zdaje że młodość nie zależy od lat a raczej od świeżości uczucia. Jeśli się ono nie zużyje, to wrażenia młodości przeniosą się na wiek późniejszy.