Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

larko zbladł jak chusta, a jednak zaczął nieustraszonego udawać.
— Niechże się strzeże! zawołał, wybieram pistolety — bo on nic strzelać nie umie, pif! paf — leży.
— Brawo! rzekł namawiający — śmiało się weźcie — Cóż mu mam odpowiedzieć?
— Że, że — będę służył za rogatkami, ale dodał, czy niemożnaby to jak złagodzić — parę butelek szampana i zgoda.
— A fe! to nie honorowie! trzeba się bić.
— Tak! ale Pan sam mówiłeś,