Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Obaśmy temu winni, ale drugi raz będę ostróżniejszym, jak dwa a dwa cztéry, spodziewałem się kiedykolwiek takiego wypadku.
Młódszy nie musiał bydź rad z pojednania, bo z kwaśną tylko miną dodał:
— Potrafię drugi raz uniknąć tej katastrofy.
— Zkądże to Pan idzie?
— Ja? z bilardu pod Słońcem; — a Pan.
— Z Cukierni pod Czarnym Kozłem.
— Cóż tam słychać.