Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

książkami, patrzyła na obłąkanego brata. Wstał nareście zadumany Ryszard, postąpił ku Malwinie, wziął ją za rękę i ścisnął w milczeniu.
— Siostro! rzekł potém, patrz oto moja żona, inszey nad nią mieć niechcę. W jej oczach błyszczy ten sam promyk światła, co w tey gwiaździe, ją lepiejbym nawet kochał, niż moją gwiazdkę, i z nią razem, o jakże chętnie uleciałbym w przestrzenie światów. — Uśmiechnęła się Benisia, a Malinka przestraszona, chciała swą rękę z uściśnień jey brata wydobyć.