Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/409

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wprawdzie smutno jest zostać na starsze lata bez rodziny, bez węzłów, samemu — ale człowiek jest swobodniejszym...
Pomilczawszy, dodał Rajmund.
— Brak mi celu w życiu — zdobywanie fortuny nie bawi mnie. Komuż ją zostawię? na kogo przeleję...
To mówiąc stanął naprzeciw Kwiryna.
— Właśnie o tém mówić chciałem z tobą — dodał. Gdybym się ożenił nawet, co jest mało prawdopodobném, wątpię żeby mi pan Bóg dał potomstwo... A — żenić się nie myślę, byłby to, chyba przypadek.
Tymczasem zaś, ponieważ mi bardzo chwalono twojego syna, chciałem ci proponować układ. Oddaj mi Janka; przyjmę go i zaadoptuję za syna, dokończę wychowania jego po méj myśli, zrobię z niego człowieka jakiego chcę mieć, aby dalej nazwisko nasze i stanowisko familii dźwigał z godnością.
Rajmund zwolna, pompatycznie czyniąc tę ofiarę bratu, był najpewniejszym iż ona z okrzykiem, z wdzięcznością niewysłowioną zostanie przyjętą... Powątpiewać o ocenieniu takiego dobrodziejstwa nie mógł na chwilę.
Zdumiał się, a raczej nie zrozumiał tego zupełnie, gdy ujrzał twarz profesora okrywającą się bladością, zmienioną, nastraszoną, a zamiast okrzyku wdzięczności, wyrywające się z ust jego jakieś wylękłe westchnienie.