Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mój brat!
Spojrzała nań koso i kiwnęła głowa niechętnie, zasiadając zaraz w krześle. Doktor począł jej prawić komplementa, które przyjmowała uśmiechami przymuszonemi.
Kwiryn, nie mogąc sobie zdać sprawy z tego co to być mogła za istota — klucznica? gospodyni? siedział zbiedzony, niewiedząc jak się ma względem tak nieuklasyfikowanej pani znajdować. Dla niego, człowieka dawnego autoramentu i prawidłowego, taka guwernantka-gospodyni w domu wdowca była zupełnie niezrozumiałą, zwłaszcza gdy u stołu zajmowała pierwsze miejsce.
I ona téż zdawała się zmięszaną przytomnością wieśniaka, w którym domyślała się purytanina. Z doktorem była poufale, panu Rajmundowi nie okazywała wcale zbytniej uległości; dysponowała sama, a nawet rozkazy wydawała przeciwne tym z któremi się gospodarz odzywał, i utrzymywała się przy swojém.
Profesor zajął się zupą, niemogąc zagadki tej rozwiązać. Panna Filiberta mówiła przeważnie po francusk i zdawała się nieco przyłaskawioną cudzoziemką.
P. Rajmund, który wydawał się zobojętniałym i wystygłym, mało na ludzi zwracającym uwagi, postrzegł jednak że Kwiryn był zmięszany, i domyśleć się musiał przyczyny.