Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powiém ci otwarcie, że mi zbrzydł świat. Ludzie są podli, na wartości człowieka poznać się nie umieją. Dumni, kaduk wié czémi!
Splunął, i nagle rzucając ten przedmiot, dodał.
— Ja teraz w przyjmowaniu u siebie i w stosunkach ograniczyłem się bardzo. Małe kółko mam, tłumnych towarzystw nie lubię...
Zadzwonił na służącego, ku któremu się zwrócił.
— Zobacz tam, czy jest kto dziś proszony na obiad, bo nie pamiętam...
Służący wrócił donosząc, iż nikt proszony nie był oprócz zwykłego, codziennego gościa, doktora W.
— Ty podobno jadasz wcześniej, odezwał się do brata — a u mnie się obiad spóźnia, bo ja apetytu nie mam.
— Słyszysz — rzekł zwracając się do stojącego w progu sługi — powiedz pannie Filibercie, aby obiad był punkt o trzeciej. Rozumiesz?
Ja jeszcze kąpiel wezmę wprzódy — odezwał się do brata, i mam coś do wyekspedyowania z sekretarzem. Przychodź proszę cię na obiad, to zostaniesz na wieczór — dużo mamy do pomówienia.
Odprawiony Kwiryn, nie dowiedziawszy się ani mogąc domyślać o czém mówić mieli, powrócił do hotelu i siadł do książki.