Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ju wleciał z krzykiem. Zabili! otruli! zaczął brewerye wyrabiać.....
Nie było sposobu żeby się upamiętał, aż po policyą posłano.
Ten dopiéro jak zaczął wygadywać na pana niestworzone rzeczy, wzięli nas do protokółu... Ja, słowo daję, nie mówiłam nic, tylko co prawdą świętą było... A teraz pan na mnie, że ja o proszkach burzących nagadałam... Gubić mnie chce!
Tu się rozpłakała.
— Choć w testamencie tym nic nie stoi o mnie, ale ja złożyłam przed sądem dokument na pensyą dożywotnią i dworek z ordynaryą. I to chce obalić... Słowo panu daję, jeżeli kto co winien, to Henryk.
Przecież gdy robili rewizyą u mnie i u niego, to u mnie ani na zawiązanie palca nic nie znaleźli, a u niego i pieniądze i klejnoty, do których nie wiadomo jak przyszedł. Mówi że mu to pani ciepłą ręką podarowała....
Panie łaskawy, niech się pan raczy wstawić za inną — jam nic niewinna. Jak mi pensyą odejmą, choć żebrać pójść pod kościół.
Z przerywanej tej mowy niewiele się istotnego stanu sprawy dowiedziawszy, Kwiryn obiecał pannie Grzybskiej mówić za nią, lecz za skutek nie ręczył, gdyż wpływu na brata nie miał żadnego, a zażalenie w nim widział wielkie.