Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli może czasem i uchybiłam mu, nie z winy mojej, ale zmuszona słuchać nieboszczki.
— Ale o cóż idzie? zapytał Kwiryn.
— Na mnie teraz cała wina, mówiła płaczliwie Grzybska — a jeżeli kto zawinił, to, słowo honoru, ten Henryk...
Ja panu dobrodziejowi, jak ojcu, muszę całą prawdę powiedzieć. Nieboszczka miała swoje fantazye, ale była nieszczęśliwa.
Pierwszy mąż, pan Szambelan, wcale się o nią nie troszczył...
Szanować szanował, ale miał pełno różnych kochanek, a jejmość opuszczał. Co za dziw, że musiała téż szukać sobie rozrywki.
Brat pański jeszcze za życia Szambelana był u niej w łaskach — ona sama mu nastręczyła pierwszą żonę, która była córką jej męża. Jak się z tą rozwiódł a ona owdowiała, poszła za niego. Już była niemłoda i chora, zrobiła się zgryźliwą, więc drugiego męża ostro trzymała. Poczęły się kwasy. Ja słowo panu daję, zawszem ją mitygowała, a Henryk faworyt jawny pani, podbudzał przeciwko niemu.
Już to życie było gorzkie — ale dla wszystkich, oprócz kamerdynera, który nad panią przewodził, robił w domu co mu się zamarzyło, a brał ile chciał. Dla niego stara pani nie żałowała nic...
Mnie litość zawsze brała nad pańskim bratem — słowo honoru, ale mnie ona nie słuchała.