Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak się rozstali, a można wyobrazić sobie, z jakiém uczuciem profesor powrócił do swej stancyjki.. Zapomniał on o tém, że brat sam był swojego nieszczęścia sprawcą, litował się nad nim. Lecz litość była bezsilna — poradzić nie mógł mu nic.
Sprawa dla której przybył, została następnego dnia załatwioną; ani godziny dłużej nad konieczną potrzebę nie chciał tu pozostać profesor i nakupiwszy dla żony, siostry i dzieci co mu się nawinęło, co najprędzej opuścił miasto, bolejąc ciągle nad nieszczęśliwym bratem.
— Trzeba mu było tych wielkości! powtarzał w duchu — gotów je życiem okupić!
Zbliżając się do domu, postanowił sobie najmocniej, o Rajmundzie i jego losach nie mówić nic nikomu.