Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cię pochłaniają. Umysł potrzebuje spoczynku i odmiany. Jedź... Ja mam dużo sprawunków, które mi porobić musisz...
— Właśnie ja się do tego zdałem! mruczał profesor...
— Potrafisz je zrobić, bo ja dam bardzo dokładne informacye — mówiła żona. Naostatek i książki się tam u Zawadzkiego znajdą, do których wzdychasz dawno...
Faustyna miała wpływ wielki na profesora, wzięła w pomoc starego ojca i Jadzię — tak że gdy się wszyscy naposiedli na Kwiryna, w końcu i on przyznać musiał, że podróż była nieuchronną. Odkładał ją z dnia na dzień, zwlekał, nudził — nareszcie prawie niewiedząc sam jak do tego przyszło — wybrać się musiał.
Parę książek wziął z sobą do bryczki, aby na piaskach powoli jadać zaglądać do nich, i na popasach a noclegach czasu nie tracić. Jechał dosyć wygodnie starą bryką, tą jeszcze którą dawniej Senece pożyczał, odnowioną tylko i pomalowaną nanowo, własnemi końmi i z chłopakiem do usług, który podróżą pierwszą w życiu tak długą, radował się wielce.
Zapasy z domu aż do samego Wilna starczyć miały.
Jesień była jeszcze bardzo ciepła i piękna, drogi nie zbyt popsute, piaski stężałe od deszczów, i profesor prędzej daleko na miejscu stanął