Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Seneka z żoną, zrozumiawszy to, iż pobyt ich obojga teraz mógł dla młodego małżeństwa być niewygodnym, choć wstrzymywano ich i proszono, obiecawszy się na święta, powrócił do Świsłoczy.
Młoda gospodyni, której Jadzia zaraz chciała oddać kluczyki i rządy, ofiarując się jej być pomocą, zwróciła jej śmiejąc się te godła panowania, zarzekając się iż wcale nie myśli psuć tego co ona tak dobrze zagospodarowała.
— Czasu nawet nie mam, odparła; najprzód z Kwirynem muszę o tysiącu rzeczach radzić i kłócić się z nim; chcę być z nim ciągle razem. Muszęd oprowadzić go do tego, aby się i sam rozkochał szalenie i w moję miłość dla siebie uwierzył!!
Po całych dniach siadywali razem w kancelaryi, przy stoliku z książkami, ale Jadzia dowodziła że żadne z nich ani kartki nie tknęło i że sobą a nie nauką się zajmowali. Wieczorem chodzili najczęściej sami na przechadzki... Kwiryn, dotąd regularny bardzo i pilnujący zegara, pod wpływem żony, której poddał się najzupełniej, zaniedbał i zapomniał o dawnych nałogach...
Siadywali czasem do późna, wstawali o dziesiątej, obiad przychodził gdy chciał i już w końcu Jadzia musiała zaprowadzać jakiś porządek. Więcej roku trwało to życie jakieś niesforne a bardzo szczęśliwe, urodzenie syna dało hasło do uspokojenia i ładu. Faustyna karmiła go sama, profesor siedział nad kolebką, chociaż go odpędzano.