Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Choćby do Świsłoczy! zawołał ściskając go Profesor. Zmiłuj się Ottonie! panuj nad sobą.
Kellner się uśmiechnął.
— Pierwszy raz gdy przez dwanaście godzin nic nie będziesz jadł, odparł — powiem ci, profesorze, panuj nad sobą — nie bądź głodny!! Jestem zupełnie w takiém położeniu, głodny życia!!
Po krótkim sporze, którego Kwiryn nie chciał przeciągać, stanęło na tém, że powracają oba. Ottona zdawało się to uspakajać... Wzięto się do obrachunku czasu, tak aby go stało na wygodny powrót do kraju; trzeba było pośpieszać... Jeden dzień jeszcze profesor poświęcić miał muzeom. Otton mu towarzyszył... Tegoż wieczora z żalem Kwiryn pakował swe zdobycze: garstki ziemi, cegiełki, ułamki różne i nieoszacowane szpargały w starych pargaminowych okładkach.
Otton, jakby mu młodość wróciła, swawoląc pomagał i był wesół. Śpieszył się równie z nauczycielem. Opuścili Neapol i prawie niezatrzymując się Rzymie, zboczywszy tylko do Medyolanu na dni parę, znaleźli się w okolicach Wenecyi, od której odwiedzenia Kwiryn odwodził. Obawiał się w niej wspomnień i wrażenia jakie uczynić mogły.
Otton dziwnie posłuszny zgadzał się wszystko. Dobiwszy się do Wiednia, czuli się już jak w do-