Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak się przynajmniej zdawało profesorowi, bo tegoż wieczora zmusił go do picia i najszaleńsze jakieś począł robić projekta zabaw, wycieczek, rozrywek, na które wielce spokojny i umiarkowany Kwiryn przystać nie mógł.
Kellner chciał widocznie się upoić czémś, wybić klin klinem, aby zapomnieć o tém co w jego sercu pokutowało. Nazajutrz szukał znajomości, przeciw którym profesor protestował. Chcąc go od nich oderwać, wniósł wycieczkę na Wezuwiusz, do Pompei, w okolice...
Otton zgodził się na to, ale chciał je odbywać z takim pańskim orszakiem, z takiemi wygodami, iż Kwiryn rozrzutność znowu hamować musiał.
Młodzieniec śmiejąc się jakimś niezdrowym śmiechem, wyrywał mu się na popełnianie niedorzeczności kosztownych. Zatruwało to całą podróży przyjemność profesorowi. Bał się zbytnio powstrzymywać wybryki, sądząc wreszcie iż na uleczenie z choroby wpłynąć mogą. Przymusowy świadek i towarzysz różnych dziwacznych fantazyj, Kwiryn w końcu zaczynał już myśleć o odwrocie, bo i czas się zbliżał, gdy urlop zaledwie mógł starczyć do odbycia podróży. Lecz jakże było tego biedaka tu porzucić, na pastwę własnym jego dzikim pomysłom?
Skutkiem, czy wrażeń czy znużenia zbytniego, zdrowie Ottona się pogorszało, czego on zdawał się nie czuć, i szanować się ani myślał.