Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kwiryn z wielkim taktem nie zagaił rozmowy, nie chciał go ani pocieszać, ani perswadować mu nic, chodził tylko około osłabłego i poruszonego ze staraniem macierzyńskiém.
Kilku godzin potrzeba było na to, nim mogli spokojnie zacząć mówić o tém co począć mają. Profesor powtórzył co słyszał od doktora, radził podróż.
Chwycił się tego Otton może w nadziei, iż się gdzie przypadkiem z wiarołomną spotkają, ale się z tém taił. Po chwili jednak rumieniąc się przyznał, iż natychmiastowy wyjazd będzie trudnym z powodu tej okoliczności, iż kasa była cała w ręku Róży i z nią odjechała. Kellner miał przy sobie zaledwie paręset franków, które nie mogły nawet wystarczyć na opłacenie hotelowego rachunku. Profesor gotów służyć całym swoim zapasem, nie miał więcej nad półtora tysiąca. Mogli opłacić niemi hotel wprawdzie, lecz pozostałość nie starczyła na dłuższą podróż wygodną. Potrzeba było pisać natychmiast do Sotera, aby co rychlej z pomocą pośpieszył, a tymczasem siedzieć gdzieś w kątku. Gdzie? oba dobrze nie wiedzieli.
Przywłaszczenie kasy w której być mogło dwadzieścia kilka tysięcy franków, ani dziwiło, ani oburzało Ottona, znajdował je zupełnie naturalném.
Przez cały ten dzień, który był ciepły i pogodny, przechadzali się po Piazecie, nad morzem