Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rozumiem więc pańskie przybycie tutaj, ciągnął dalej Senator. Ta biedna Róża, prawdziwe dziecko, postąpiła sobie bez żadnego taktu. Słyszę że zamierza prosić o rozwód i wychodzi za młodego Kellnera, który młodszy jest pewnie od niej, nie tak bogaty jak się jej może zdaje, zazdrośny...
Ruszył ramionami...
— Masz pan jaki wpływ na bratowę? spytał.
Najmiejszego! odpowiedział profesor. — Nie jestto kobieta, na którą mógł by ktoś wpłynąć. Prędzej daleko miałbym prawo sobie pochlebiać, że wpłynę na Ottona, którego wychowałem i który mnie kocha. Ale ten — jest jak oszalały!
Senator się rozśmiał.
— Pierwsza pasya! — odparł chłodno. Ja pańskiemu bratu i tej biednej swawolnicy życzę dobrze. Trzeba się starać aby tej niedorzeczności koniec położyć...
Kwiryn nic nie mówiąc okazał tylko twarzą iż radby z duszy przyczynić się do tego.
— Weźmy się za ręce — dodał Senator wyciągając do Kwiryna rękę swą arystokratyczną, białą, piękną prawie jak kobiecą, miękką i zwiędłą — weźmy się za ręce. Pan działać się staraj na Kellnera, ja będę usiłował wpłynąć na bratowę.