Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rajmundzie! dosyć — i nadto! ani słowa przeciw niemu!
— Mój drogi, ja go tak jak ty kochałem i kocham — dodał Rajmund, ale co prawda to nie grzech. Poczciwość jego nas zgubiła....
— Daj pokój! milcz! surowo zawołał Kwiryn. Człowiek był święty....
Rajmund nucąc poszedł do okna i palcami zaczął bębnić w szybę. Jakiś czas żaden z nich się nie śmiał odezwać. Starszy spójrzał znowu na zegarek.
— Bądź co bądź — rzekł, rozstać się potrzeba — późno się robi.
Kwiryn wstał z kanapki i zawołał na posługacza, który wpadł z hałasem. Potrzeba było zapłacić za wino. Rajmund sięgnął powoli do kieszeni, ale się tak nie śpieszył, że młodszy miał czas rachunek załatwić i chłopca odprawić.
— Znowu płacisz! zapytał Rajmund.
— Bom cię zaprosił — rzekł Kwiryn, podchodząc ku niemu, i ze łzami w oczach uściskał go. Starszy był również wzruszony; uczucie nawet jakie okazywał w tej chwili, żywszém się zdawało niż Kwiryna, który je w sobie zamknąć umiał.
— Pisz do mnie przynajmniej! odezwał się po cichu — ja do Żulina regularnie o sobie będę donosił.....