Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wijane, naleśniki, a po nich poziomki, — możnaż było więcej wymagać?
Miał Kwiryn za zasadę nie jeść nigdy nic innego nad to co uczniom mógł dawać. Nawykły do bardzo skromnego życia, nie przywiązując wagi do żadnego zbytku, cieszył się w duszy, iż brata mógł przyjąć tak przyzwoicie. Ani się domyślał, że mu to bardzo nędzném się wydawało.
Gdy po poziomkach modlitewkę dziękczynną odmówiono, chłopcy wysypali się na półgodzinną bieganinę, dozwoloną dla zdrowia po wieczerzy, bracia poszli do pokoju profesora, a Rajmund nie czekając tu już, nie wznawiając rozmowy, zażądał wrócić na spoczynek do gospody, do której go Kwiryn przeprowadził. Tu się pożegnali.
— Masz czas do jutra, Kwirynie, rzekł Rajmund, ale zaklinam cię, nie odmawiaj mi.
Pamiętaj o Ottonie!
Nocy część strawił profesor bezsennie. Jakie pobudki przemogły i skłoniły go do przedsięwzięcia podróży, być może, iż sam on nie wiedział dobrze. Stało się, że mimo wielu trudności, formalności, nieznośnego pośpiechu, mnóstwa drobnych do załatwienia spraw tyczących się ulubionych uczniów, Kwiryn następnęj nocy wybrał się w podróż razem z bratem, mającym go przepro-