Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piéroby zapanował chaos do niewybrnięcia. Właściciel tych ksiąg i stołu, łatwo się wśród tych kup nagromadzonych do pracy oryentował. Niewolno téż tu było nikomu ani pyłu ścierać. ni dotykać najmniejszego świstka.
Wielka ta dosyć izba do pracy, dla przyjęcia gości, ze stolikiem na boku do spożywania skromnego obiadu gotowanego przez gospodynią dla profesora i stojących na przeciwko w tym samym domu studentów; mniejszy pokoik sypialny, stanowiły całe mieszkanie profesora Kwiryna.
O wygody i piękność nie dbał wcale, chociaż młodym był jeszcze, pięknym i wesołego a uprzejmego charakteru człowiekiem. Kobiety znajdowały go wielce interesującym. W istocie twarz miał piękną, oczy rozumne, rysy regularne i jakąś dobrodusznością łagodną namaszczone; ale praca zrobiła go krótkowidzem — więc oczy piękne przymrużał; zadumanie długo czasem trwające, pofałdowało mu oblicze, jakiś rzewny smutek, niby tęsknota za niepoścignioném czémś nadawała wyraz całości pociągający razem i obudzający rodzaj politowania. Poznać było można, iż człowiek ten duchem nie mieszkał na ziemi, a gościem był na niej tylko. Piękne, dosyć silnie zbudowane barki nagięło nawyknienie do stolika.
Pomimo zaniedbania, profesor ubierał się czysto i szczególném szczęściem jakiémś we wszystkiém co kładł, dobrze mu było.