Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ich, ochronione od światła zachowywało barwę dawną, gdy wypukłości lśniły się nitkami białawemi. Nie chcemy już mówić o skrajnych częściach tej poufałej odzieży, którą nieco fantastyczne strzępki kończyły.
Byłto szlafrok przyjaciel pracowitego człowieka, wierny towarzysz nocnych czuwań nad księgami, wkładany jak tylko się wróciło ze szkoły do domu, niezrzucany aż chyba w łóżku, lub gdy mundur trzeba było przywdziewać. Szlafrok ten znali uczniowie, bawili się nim koledzy; namawiano na zastąpienie go nowym, ale uczony mąż znajdował starego przyjaciela bardzo jeszcze wygodnym i przyzwoitym.
Ex uno disce omnes, można było powiedzieć o tém co w izbie dosyć niskiej, posępnej i bardzo niewykwintnie zagospodarowanej, otaczało profesora Kwiryna.
Na ścianach wisiały proste półki z tarcic ponapychane książkami, inne stały oparte o nie, również ładowne z tą różnicą, iż z pomiędzy foliantów wyglądały seksterny i luźne arkusze.
Stół przed wygniecioną kanapą, na której leżała spłaszczona i bezbarwna poduszka skórzana, cały téż zarzucony był papierami i tomami porozkładanemi, pokrywającemi się w różnych kierunkach. Na pierwszy rzut oka niewtajemniczony ktoś nazwałby to nieładem, lecz gdyby ręka nieopatrzna zrobiła z niego pozorny porządek — do-