Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

więc goście pani Marwiczowej, w teatrze się nie znajdowali; Otton siadł w głębi tak żeby nie był widzianym i natychmiast żywo a poufale szeptać poczęto.
W czasie rozmowy rękę Różyczki trzymał pan Otton, a niekiedy ją ukradkiem do ust przykładał.
— Wystaw sobie — mówiła po cichu, głosem poruszonym Różyczka — dziś mi mąż robił wymówki!!
— Jakto? za mnie? zawołał Otton.
Potwierdziła skinieniem głowy.
— I cóż? i cóż?
— Odprawiłam go z niczém! rzekła Róża.
— Ale tak dłużej trwać nie może — odezwał się Kellner. Musimy coś radzić.
— Mówiłam już, zawołała Róża. Doktor poświadczy że jestem na piersi chora — nie czekając wiosny pojadę do Włoch. Spotkamy się na pół drogi.
— Czy Marwicz pozwoli? szepnął Otton.
Nie myślę się go pytać o pozwolenie — rzekła Róża.
— Zechce dodać jaką towarzyszkę?
— W drodze się z nią pokłócę i porzucę, — ze wzgardliwym śmieszkiem dodała Różyczka. Z Włoch zażądam rozwodu. Ślub mój, wiem o tém, nie był bardzo ważny....
Spojrzenie Ottona nie dozwalało wątpić, iż się natychmiast ożeni. Zaczęto szeptać i uśmie-