Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Towarzystwo znajdowało się jeszcze na swém miejscu w środku salonu, gdy sam gospodarz domu wprowadził pana Ottona. Na widok jego, muskuły twarzy pani Baronowej zadrgały. Otton ubrany według najświeższej mody, przystojny chłop nieco rubaszny, prezentował się śmiało i z pańska.
Rzuciwszy nań okiem gospodyni domu, zarumieniona, powitała go zimno. Otton przedstawiając się jej był nieco zmięszany, wzroki ich zbiegły się i wnet uciekły od siebie.
Piękna Róża poznała w p. Ottonie nieznajomego, który ją z wielką natarczywością lornetował przez kilka wieczorów w teatrze, i z którym zrobiła rodzaj znajomości — oczyma. Była najpewniejszą, że znalazł się w domu jej nie przypadkiem, chociaż spotkanie istotnie trafem było szczęśliwym.
Otton się nim wielce ucieszył, lecz musiał się przyznać przed sobą do winy, iż bardzo, jak się okazało, przyzwoitą osobę wziął zdaleka za coś — z pół świata. I dla tego tak natarczywie ścigał ją wzrokiem, a gonił przy wyjściu z loży. Dopiéro po krótkiej przerwie jaką stanowiło przywitanie gospodyni domu, znalazł się p. Otton w obec dawnej znajomej, której nie poznał!!
Byłoto grzechem! Baronowa nie czyniąc wymówek, z uśmiechem przypomniała mu się.
P. Otton z całą swą rubasznością wybuchnął.
— O mój Boże! a ja śmiałem nie poznać pani, której obraz nosiłem w sercu pierwszy! zawołał