Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Miałeś wcale dobrą myśl w początku pójść na medycynę, ale delikacik z waszmości, trupy ci się nie podobały! Gdybyś już był jak ja, poszedł na prawo! Urzędnik ma przyszłość.
Kwiryn milczał. Przyłożył do ust kieliszek, bez myśli i bez smaku połknął kropel kilka — i westchnął.
— A! Mundku mój! — zawołał zwolna stłumionym głosem — nie od dziś my się nie możemy zrozumieć.
— Owszem, ja ciebie rozumiem doskonale, przerwał Rajmund stając naprzeciw stołu i wychylając raźno swą lampkę do której dolał. Chciał tę samę przysługę uczynić bratu, ale ten głową potrząsnął i zakrył ręką kieliszek.
— Tak, ja ciebie rozumiem doskonale, mówił Rajmund — uległeś słabości, fantazyi. Czujesz w sobie talent — chce ci się glorio li, uczoności, sławy, poświęciłeś tym marzeniom — rzeczywistość! Drogo ci to opłacić przyjdzie!
Zarzut ten wywołał rumieniec na twarz Kwiryna, który się poruszył, strząsł i przerwał bratu.
— Nie, nie rozumiesz mnie!
To co ty nazywasz fantazyą, u mnie się obowiązkiem zowie! Człowiek nie dla samego chleba jest stworzony, — cel jego wyższy, wznioślejszy; powinien przejąć co zostawiła przeszłość i uzu-