Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nudzi mnie to, przyznam ci się — mogę powiedzieć że zatruwa życie. Wiecznie służyć muszę do tych nieznośnych interesów.
— Konieczności położenia naszego, szepnął mąż. Wiesz przecie że za to masz zupełną swobodę i swoim wszystkim fantazyom czynisz zadość, a ja się do tego nie mięszam — i nie przeszkadzam.
— Wszystkie te fantazye mnie już nudzą! dodała Róża.
— Temu ja niewinienem, — rzekł uśmiechając się mąż, zmieniasz je dosyć często — nie powinnyby więc znużyć.
— Cóż to? wymówki? kwaśno odparła Róża, jak gdyby potrzebowała się czegoś chwycić.
— Bynajmniej! rzekł ruszając ramionami zlekka mąż. Wiesz jak jestem wyrozumiały.
— Wieczorem mam lożę w teatrze, więc nie przyjmuję — przerwała nagle tok rozmowy Róża. Proszę o winie i deserze pamiętać.
Rajmund skłonił lekko głową.
— „Zapiskę“ przyniosę z sobą — potrzeba abyś mu ją oddała koniecznie — rzekł podchodząc za nią. Sprawa to dla nas bardzo ważna, idzie mnie samemu o blisko sto tysięcy rubli.
— Z których ja ani jednego nie zobaczę — wtrąciła Róża.
Rajmund się uśmiechnął.
— Możesz-że się skarżyć? zapytał.