Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nowy to był kłopot dla wdowy, ale Otton w istocie wziął na punkt honoru i z ładnemi panienkami udając słusznego kawalera dosyć pociesznie, zabawiał się bardzo przyzwoicie. Julka usiłując go rozerwać, sama téż śmiała się mimowoli i rozbawiła mimowolnie.
Ottonek był zabawny, bo bardzo prędko się obywszy, rozpoczął opowiadanie o bogactwie rodziców, ich wielkości, swoich nadziejach, potém o miłości swej dla Kwiryna, razem o kucyku którego mu ojciec kupił, o pałacu, o starym konsyliarzu Hirszu, o pannie Lorici, i t. p.
Przyniesiono dla niego śniadanie, a Kwiryn miał czas rozmówić się z bolejącą matką. Oboje godzili się na to, że nie pozostawało jej nic, tylko przyjąć w pokorze co Bóg zsyłał, i czekać jak się Rajmundowi życie złoży przyszłe. Wdowa nie życzyła sobie aby jej córki z młodą panią bardzo się przyjaźniły, ale téż tego obawiać się nie mogła, bo znała dumę całego domu Okułowiczów.
— Rajmundek przepadł — mówiła po cichu zapłakana staruszka, mój Kwirynie, ty mi choć pozostań wiernym i dobrym synem!
Widok poczciwego Kwiryna, może przymusowe zajęcie obcém dzieckiem, tak szczęśliwie wpłynęły na stan pani Marwiczowęj, że prawie zrezygnowaną była i spokojną. Tylko gdy co zahuczało na drodze, porywała ją trwoga, azali już nie jadą młodzi państwo.