Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A kto to skomponował? otóż ja! Widzi pan! Bo ja pana kocham!!
W rozpaczy Kwiryn gotów był już chwycić się tej deski, chociaż Ottona mieć na głowie przy innych kłopotach, było rzeczą za prawdę straszną: ale chłopiec ciągle się przysięgał, że pokaże iż nie jest takim za jakiego go mają. Marwicz pomyślał, że pod dozorem matki, sióstr i starego Gierstuta będzie go mógł przecie zostawić. Ottonek zaś przystawał na wszystko, byle jechać. Wymówił sobie z góry, że siądzie z furmanem na koźle i będzie się uczył powozić, co nader mu się uśmiechało. A potém, nowy kraj! ludzie, noclegi, popasy! Wreszcie położenie w jakiém nie był! którego nie kosztował! w jego życiu — przygoda!!
Stało się więc że kwestya niedająca się rozwikłać, przez dziecko rozwiązaną została.
Wybór w drogę wymagał pewnych przygotowań, tak że dopiéro nazajutrz rano wyjechać mieli. Ottonek szeptał, że potém koni żałować nie będą i pojadą bardzo prędko. Nim się ludzie pobudzili, już chłopak był na nogach i latał po starym dworze, nagląc i przyśpieszając wyjazd, na który się wszyscy teraz zgadzali i znajdowali go na czas wakacyjny bardzo właściwym.
Radca nawet powiadał, że nie szkodzi aby chłopak trochę niewygody zażył i trudu poniósł.