Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Homburga, gdzieby gra zielonych swych nie rozesłała stolików; ale czyż dla tego i u nas tyle godzin ma pochłaniać, tylu gubić ludzi? My jesteśmy w położeniu wcale inném od reszty ludów i krajów, mamy surowsze, większe i świętsze obowiązki; my pracować na poprawę moralną, na podniesienie się umysłowe, na odrodzenie w duchu powinniśmy. Na niezaschłych łzach i niezakrzepłéj krwi na smętarzach tylu nadziei i kościach tylu pamiątek; godziż się czas drogi i drogie zdolności marnować bezmyślnie w ohydném, barbarzyńskiém próżnowaniu nad kartami, które demoralizuje człowieka. Któż z was panowie gracze, siadając do gry, pewien że od niéj wstanie uczciwym człowiekiem? Na czyjém sercu i twarzy szatan namiętności téj nie wypiętnował czarnego znamienia?
O! próżna to diatryba i próżne podobne wołanie; nigdy może nie znajdziemy u siebie człowieka, coby jak ojciec Mathews potrafił wymódz na współziomkach wyrzeczenie się téj zgubnéj i podlącéj rozrywki pustych głów i zimnych serc.
Do rozrywek Druskienickich, oprócz licznych tańcujących wieczorów, których nigdy dość dla