Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

preferansowi. Jest zwyczaj, że każdego przybywającego wita muzyka pod oknami; choć nierównie stosowniéjby było, żeby go żegnała! W Lipcu tedy najwyższy tu życia stopień, najwięcéj powozów i koni pięknych, wykwintnych strojów i co wieczór zabawy, resursa i pikniki, wieczory improwizowane etc. etc. Kto lubi tańcować i hałaśnie się bawić, niech tu na Lipiec przyjeżdża, ale ostróżnie! Trzeba się wprzód opatrzyć w stroje, bo tu się bardzo stroją; opatrzyć w siły, bo tu się do upadłego zatańcowują, pod pretextem, że ruch zdrowiu potrzebny, zwłaszcza przy wodach.
W połowie Sierpnia coraz przerzadza się ekwipażów i ludzi — pozostali chodząc kuleją, podpierają się na laskach, dźwigają na kulach, posuwają z ciężkością: są to istotnie chorzy. Tych liczba ku końcowi Sierpnia przemaga, aż nareszcie przed 15 Września zupełna pustynia. Już ostatnich dni poprzedzającego miesiąca twarz miasteczka coraz smutniejsza, muzyka coraz gra mniéj i ciszéj, rynek całkiem prawie pusty, kupcy pakują się i uciekają, cukiernia i traktyer wyczerpawszy się zabierają na zimowe kwatery. Jest