Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak piękną okolicę piórem wam wyobrazić? — Wątpię.
Na drugiéj stronie za Niemnem lasy czarne ze stérczącemi strzałkowatemi wierzchami jodeł, z żółtemi obsypami i różnobarwnym kamieniem, ze wzgórzami piętrzącemi się i porosłemi krzewy i drzewami, wołają pęzla i ołówka. Niemen zwija się széroką wstęgą różnobarwną rozdzielając ziemię. Z naszéj strony wysypał on z białego piasku płasczyzny do przechadzki, opasane zaroślami, na których gdzieniegdzie stare sosny stérczą. Tu i ówdzie leży czarny lub czérwony kamień zamyślony nad wodą od lat tysiąca.
Nieco daléj stoi domek strażnika nad samym brzegiem rzeki, która rozdzielając się tu na dwa koryta, tworzy wysepkę pokrytą wierzbami i łozą. Na przeciwnéj stronie wznoszą się ciągle wzgórza i lasy ciemne. Domek strażnika był nieraz celem przechadzek tłumnych Druskienickich gości, nieraz poźnemi wieczorami powracano ztąd w upojeniu najrozmaitszego rodzaju. O mój Boże! jak szczęśliwi ci, co się tak bawić mogą, ci, których te zabawy bawią.
Wątpię, żeby kto z przybyłych dla rozrywki