Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

319
DOLA I NIEDOLA.

przybranego w ostatnich czasach, że przestrach Baltazara wzrósł jeszcze bardziéj. Łzy nabiegały jéj ciągle do oczu.
— Nie wiem, dodała, dobrze nie pamiętam, coś mi to WPan z rana mówił, że pan Adam, mój syn, jest nieszczęśliwy bardzo, że się tuła... czy mi się to może przydało tylko? powiedz? miałażby to być prawda?
P. Baltazar w ciężkiém się znalazł położeniu. Boleść ta tak go zmieszała, że nie wiedział czy ją w pocieszającym utrzymywać błędzie, czy mówić prawdę całą. Wyrzucał już nawet sobie, że jéj mówił o synu... że pragnął jéj tę szczęśliwą zdjąć z oczu ślepotę. Zmieszał się i milczał.
— Mów, mów mój bracie — dodała — ja chcę wiedzieć prawdę. Mnie się zdaje, żem ja przez jakiś czas bałamuciła... darujcie mi: wiecie co cierpiałam... Mów mów, śmiało.
— Kochana bratowo, rzekł nieśmiało stary żołnierz: powiedzcie wy mi najprzód, ile wiecie o synu? na czém się kończy dla was jego historya? potém ja wam resztę choć łzami dopiszę.
— Otoż to bieda, rzekła smutnie p. Krzysztofowa, spuszczając oczy: że ja jakoś teraz niewiele przypomnieć sobie mogę. Zdaje mi się, jakbym długo spała, roiła o czémś, i dopiero się obudziła... Chodzą mi po głowie jakieś czarne i białe postacie, nie mogę sobie nic uporządkować. Przez litość nad starą... pomóżcie mi! nic dobrze nie pamiętam.
Wyciągnęła ku niemu białą swą maleńką rączynę, chudą, drżącą, a p. Baltazar ucałowawszy ją ze łzami, poczuł, że mu tchu do mówienia zabrakło. Tak mu się teraz wydawała inną, tak zmienioną, smutną, że przed własném dziełem cofał się przerażony i trwożył.