Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

314
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale tu o zemście już mowy nie ma, potrzeba go ratować.
— Kto WPanu zaręczył, że ta kobieta nie udaje, że pod pozorem układu nie myśli o zdradzie? nie znaszże jéj?
Floryan zadumał się nieco.
— Nasadziła na niego Francuza, może nasłać zbirów, nie ma nic niepodobnego, rzekł Dyogenes. Więc widzisz, że gdybyśmy nawet coś i wiedzieli, to ci powiedzieć nie możemy. Na dowód zaś, że go tu nie ma, obejrzyj kąty, pytaj ludzi.
— Bądź co bądź, cóż poczniemy? spytał Maluta. Chować się tak całe życie nie może, ona też jest nieszczęśliwa, trzeba to raz skończyć.
— Nie mamy żadnéj rękojmi jéj sumienności... odparł pan Baltazar, — słowo u niéj nic nie znaczy, przyrzeczenia łatwe, ale nie ciągną ze sobą dotrzymania. Nienawiść trwa; musimy więc to zostawić Bogu i losowi, aby rozwiązali jak się im podoba.
Maluta widząc nareszcie, że tu nic nie dokaże, zabierał się do odjazdu, gdy go w ganku jeszcze Dyogenes zatrzymał.
— Miejże odwagę być szczerym — rzekł — i powiedz jéj, że słowu danemu przez nią nikt nie wierzy; może się przyczynisz do poprawy. A tobie jeżeli mam dać jaką radę — chcesz? powracaj do Warmii, wdziéj kubrak, órz zagon, a rajfurem być zaprzestań. Żadne złe tajemnicą nie pozostaje, a sprawiedliwość bozka i ludzka prędzéj lub późniéj ściga winnych... Dixi. Życzę ci tego na co zasłużysz, — bywaj zdrów!
Gdy pan Floryan powrócił za Bug do wdowy i rozgościł się znowu w oficynie, długo nie było go widać