tego i z pośledniego stanowiska spędzą w końcu... Trzeba samemu zdobyć sobie pierwsze... Ale już dosyć; mądréj głowie dość na słowie.
Hrabia zaczął się śmiać. W ogóle cała ta dziwna, urywana rozmowa mocno w pamięci jego utkwiła. Maluta nigdy z nim jeszcze nie był tak szczery, nigdy go tak nie ujął... Ścisnął jego rękę, i przyrzekł do przyjacielskich rad się zastosować.
W południe zjawił się rzeczywiście sam komandor, i uprzejmie prosił na skromną kolacyjkę kawalerską. Hrabia przyjął go nader grzecznie; ten nie umiał mu się oddziękować za zaszczyt, i wyszedł z oświadczeniami niesłychanéj wdzięczności.
Pomyślawszy jednak, uznał pan Adam potrzebę napomknienia o tém żonie. Dał jéj znać, że się z nią widzieć pragnie, gdyż bez tego obrzędu i proszenia o audyencyę, nie był przypuszczany do oblicza Junony.
Dano mu łaskawie żądane posłuchanie.
Znalazł ją przy biurku zajętą korrespondencyą, bo starościna należała do tych pań Stanisławowskich czasów, które ogromnie pisały, niewiele troszcząc się o ortografię. Krystyna była chmurna, a na piękném jéj czole dwie fałdy świadczyły o głębokich jakichś zamysłach.
— A! to ty? czegoż chcesz? spytała głaszcząc go pod brodę jak dużego dzieciaka, gdy ją z uszanowaniem w rękę całował... Nie śmiał bowiem na twarzy jéj złożyć pocałunku, póki mu nie powiedziała: „Pocałujże mnie!“ Trafiało się to tylko, gdy była bardzo z niego kontenta.
— Chciałem ci tylko dać dzień dobry; teraz tak mało się widujemy.
— Pochlebco! niby ci tak tęskno?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/32
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
24
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.