Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

310
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Pokiwał głową. Pan Floryan spojrzał na mankietki u rękawów.
— I WMości tu przysłano? spytał Dyogenes.
— Jako przyjaciela domu.
Kapustyński, którego gęste brwi zaszły były na oczy, począł spuściwszy głowę tęskno wzdychać, obejrzał się, chwycił wreszcie Malutę za rękę.
— Słuchaj-no! rzekł: poszedłeś złą drogą, złą, złą! Ja wiem wszystko: możesz zajść prościuchno do... szubienicy. A na zagonie WMość, spokojniejszy byłbyś i szczęśliwszy. To sromota! ohyda!
Pan Floryan cały drżał, i tak mu to humor popsuło, że milczał, wargi tylko dygotały, a słowa wymówić nie mógł.
— Widzisz waćpan siostrzeńcze, jak to źle być gałganem! dodał Dyogenes. Stój daleko odemnie, bo choć brudny jestem, boję się powalać od twych elegancyj i zasmrodzić twojemi wonnościami. Wszystko to kupiono za gotowe sumienie.
Niewysłowione było zakłopotanie człowieka, który wpadł na tego wujaszka nieokrzesanego jak na gniazdo os.
— Ale proszę WP. Dobrodzieja — odparł po chwili — to są wszystko potwarze! Jabym się ze wszystkiego wytłómaczył, gdyby nie to, że wuj jest uprzedzony. Kalumnie nieprzyjaciół... Przyjmuję to od brata matki mojéj jako przestrogę... Ale co się tycze pana kasztelana, dalibóg! przecię stając tu jako pośrednik, nie grzeszę.
— Do takiego układu? spytał Dyogenes. Prawda, że to się jeszcze u was za zasługę uważa kusić brata pieniędzmi, bo wam byle pieniądz, to już nic nie braknie.