Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

302
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Matko! matko! zawołał — matko moja!.. czyż ani głos, ani twarz... twego nieszczęśliwego syna ci nie przypomną? Matko! czyż i ty mnie nie poznasz?
Pani Krzysztofowa cofnęła się nieco nastraszona; ale ruszyła ramionami, nie okazując, aby poznała Adama.
— Cóż to się WPanu Dobrodziejowi stało? odparła. Jakież jest podobieństwo między nim a synem moim panem kasztelanem? Syn mój jasny był jak słońce, wesoły, świeży, młody, niepodobny do niego ani z twarzy, ani z głosu. Jeśli nie oczy, to poznałoby go pewnie serce macierzyńskie... Ale proszęż sobie ze mnie nie żartować.
— Matuniu! rzekł z wyrazem rozpaczy p. Adam: to ja! to ja! twoje dziecię jedyne, nad którego głową tyś śpiewała piosnkę nadziei.... który uszedłem od ciebie niewdzięczny... Winienem, występny byłem i srodze ukarany zostałem. Przychodzę do ciebie wygnańcem, ubogim, biednym, cierpiącym — czyż podobna, abyś ty mnie nie poznała?
— To jakiś biedny waryat! szepnęła do siebie po cichu Krzysztofowa. Potrzeba z nim być ostrożnie i nie draźnić.
Pokiwała głową, nic nie odpowiadając; po chwili tylko przebąknęła:
— Tak! tak! mogło być coś podobnego... zobaczymy.... Ale proszęż WPana Dobrodzieja do pokoju... chłód wieczorny...
To mówiąc, powstała z wyrazem przestrachu na twarzy, i powoli posunęła ścieżką ku domowi. Kasztelan zamilkł, i zaciąwszy usta, powlókł się za nią nie śmiejąc się już odzywać. W duszy jego było tak czarno, jak niegdyś w sercu téj kobiety, gdy jechała