Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

295
DOLA I NIEDOLA.

— Cóż? pieszo? jak może być?
— Czyż nic nie wiecie?
— A cóż mamy wiedzieć?
— A no! co się stało, to się stało! zawołał Jermaszka, kiwając głową. Krótko mówiąc: rozwód, prześladowanie; zabił Francuza, i musieliśmy uciekać.
— Jakiego Francuza? spytał Baltazar.
— A no! ono to tego, co na nas jejmość nasłała.
Stary żołnierz nic nie rozumiał. Mało tu wiedziano o sprawach kasztelana; potrzeba było dłuższego opowiadania, aby te zmiany losu stały się im zrozumiałe. Nie troszcząc się wcale o to, co i jak zaszło, poczuł Baltazar, że należało co rychléj pójść przygarnąć pana Adama.
— A! a! zawołał: co to będzie z nią? z matką? jak to jéj powiedzieć? co tu począć?.. Ona się ich spodziewa... ale inaczéj! inaczéj!
Jermaszka nic znowu o stanie umysłu staréj jejmości nie wiedział; nie zrozumiał obawy pana Baltazara, który stał, czapkę zdjął, i włosy sobie targał na głowie.
— Do jutra go potrzeba ukryć, a tę nieszczęśliwą przygotować. Tak go od razu wprowadzić niepodobna... mogłoby ją to zabić.
Pośpieszył Baltazar z Jermaszką do stojącego opodal jeszcze kasztelana. Znalazł go pod krzyżem zadumanego, z usty zaciśnionemi, do niepoznania zmienionego i strasznego po przebytéj chorobie. Niewczas, osłabienie, podróż pełna niewygód i długa, okrutne ślady wyryły na tém piękném, młodém jeszcze, a już zwiędłém obliczu. Gdy stryj zbliżył się, uścisnęli się w ponurém milczeniu.
— Matka? spytał krótko pan Adam.