Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

294
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Ale psy pozwracały się w stronę wioski, posiadały, i zawodziły straszliwie.
Poszedł nareszcie sam Baltazar. Popatrzał, i zobaczył dwóch ludzi pieszo idących powoli od wioski... Wziął ich z dala za dwóch Żydów z kramikami.
Gdy się więcéj zbliżyli, jeden zatrzymał się pod krzyżem, około którego bywało pan Krzysztof modlił się wieczorami, drugi pośpieszał do dworu.
Psy wybiegły aż ku temu miejscu, ze starą Wierną na przedzie; ale o cudo! Wierna podszedłszy, powąchała, i przychodniowi zaczęła się łasić. Reszta młodszych, z dala idąc, nie śmiała przystąpić, naszczekiwała, gderała, ale dając do zrozumienia, że przez gorliwość popełniła omyłkę.
Niezmiernie to zaciekawiło Baltazara, który już w bramie pozostał i czekał. Ktoś szedł do niego wprost czapkę zdjąwszy, ale trudno go jakoś było poznać przeciwko światła, aż się ozwał:
— Niech będzie pochwalony...
— Na wieki!
Ale Baltazar choć rękę do czoła przyłożył, nic nie zobaczył.
— Ej! czy pan mnie nie poznał?
— A! toć ty! Jermaszka! Jezus, Marya! a ty tu co robisz? krzyknął Baltazar, dopiero go rozeznawszy. Jakeś ty tu przyszedł?
Sługa ruszył ramionami, odwrócił się do krzyża, i wskazał milcząco na stojącą tam postać.
— No? a toż kto?
— A! kasztelan....
Pan Baltazar załamał ręce.
— Jak to? pan Adam?
— A on-ci to sam!