Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

215
DOLA I NIEDOLA.

Rozkazawszy Adamowi zabrać co dla niego przeznaczyła, chora jeszcze raz głosem cichym odezwała się, aby poproszono kasztelana.
Ruch się zrobił w ciżbie, która otaczając łoże płakała, a po chwili obudzony ze snu, przywlókł się mąż do niéj, zawsze z chustką na ustach, blady, drżący i wylękły. Wejrzenie na żonę tak go przeraziło widokiem skutków choroby, któréj się obawiał dla siebie, że się cofnął prawie nieprzytomny.
— Mój drogi — rzekła zwracając się nieco ku niemu — jeszcze nim umrę, mam cię prosić o przebaczenie win moich. Były one wielkie, były ciężkie: zapomnij, pomódl się za mnie, a zachowaj w sercu trochę litości i przywiązania dla twéj Julii.
Kasztelan, jakkolwiek zimny i obojętny, zapłakał; ale scena ta wprędce przerwana została przez lekarza, który przypomniał, że chora potrzebuje spoczynku. Wszyscy po cichu wysuwać się zaczęli z pokoju, i znowu cisza, i znowu ciemności ogarnęły umierającą.
Pamela i Adam sami tylko jeszcze przy łożu pozostali; lampka nocna w oddalonym kąciku gorejąca, blado rozświecała tę posępną, grobową scenę boleści.
Julia kazała przed sobą postawić krzyż, którego już w zbolałe ręce ująć nie mogła, i szept jéj cichy świadczył, że się modliła... Adam siedział jak wkuty do krzesła, ale o niego nie spytała już więcéj, ani się ku niemu zwróciła.
Po krótkiéj chwili wypoczynku i skupienia ducha, zawołała pić. Żądanie to zdradziło powracającą gorączkę. Z uśmiechem odezwała się do Pameli:
— Nie prawdaż? jaki on piękny? Tak śliczne rysy nie mogą pokrywać złéj duszy i zepsutego serca!