Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

122
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Adamie! co to jest?
Chciała go ująć za rękę, cofnął się przerażony.
— To jest — odparł — że powinnaś być dla drugich pobłażającą, sama wiele potrzebując pobłażania.
Zdobywszy się na odwagę wypowiedzenia tych wyrazów, chciał się cofnąć, ale Krystyna zapierając mu drzwi, wyjść nie pozwoliła.
— Na tych dwuznacznych półsłowach — rzekła gwałtownie — nie może się skończyć między nami. Widzę, że ktoś, nie wiem, nie chcę się domyślać, posiał między nami ziarno niezgody, które wyrosnąć może na straszliwą ostateczność dla obojga. Trzeba to złe wytępić od razu. Mów mi zaraz, za co ja mam żądać przebaczenia? za co?
Pan Adam wcale nie miał zamiaru zajść od razu tak daleko, zmieszał się, wyczerpał już odwagę całą, a nie miał zręczności w użyciu tego co mu zostało powierzone. Stał znowu złamany i niepewny. Oko żony śledziło każdy ruch jego, dobywało z niego co miał w głębi duszy; znać było, że badała niespokojna, pragnąc dośledzić, jak dalece był wtajemniczony.
— Mów — powtórzyła — nie wiesz jakiéj ostateczności dopuścić się mogę; mów, co mi świat i ty macie przebaczyć? Chcę wiedzieć, chcę słyszeć; nie wyjdziesz ztąd, dopóki mi się do ostatka nie wyspowiadasz.
— Dla czego chcesz to koniecznie słyszeć z ust moich? nie pojmuję — odparł Adam — obojgu nam to przyjemności nie zrobi... Ja — rzekł stanowczo — wiem wszystko.
Kobieta rozśmiała się znowu śmiechem suchym,