Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Adrjan rzucił myśl, iż urok miejsc tych powiększa jeszcze wiekuista groźba zniszczenia, drgająca pod nogami ziemia, rosnące góry, całe ziemi pokłady wylatujące w powietrze, — uśmiech wiekuistej wiosny na cmentarzu.
Miss Rosa znajdowała, że w tem określeniu piękności czuć było poetę. Hrabia Marjan dodał, iż wszystkie poetyczne dusze Włochy i Neapol pociągają ku sobie, przyznawał się do tej słabości, że i on od tego kraju się oderwać nie mógł. Chciał w oczach miss Rosy uczynić się też trochę poetą, sądząc, że w ten sposób łaskawsze jej zyska wejrzenie, lecz piękna Angielka nielitościwie była zimna dla niego, a dziwnie zaprzątnięta Adrjanem, z czego nie robiła najmniejszej tajemnicy.
Poeta, choć mu to pochlebiało widocznie, trzymał się na wodzy, był melancholiczny, zadumany, małomówny, co Angielka przypisywała odjazdowi matki.
Nie zyskawszy nic na tem pierwszem zbliżeniu się do miss Rosy, hrabia był zmuszony wcześniej niż chciał się z nią rozstać, bo Adrjan zaraz po obiedzie wstał i pociągnął ich za sobą.
Profesor, który zabawiał panią Trellawney i potrafił ją nawet uczynić dosyć rozmowną, miał czas zachowaniu się skromnemu swojego ucznia przypatrzyć.
Adrjan, który przed obiadem padał ze znużenia, skutkiem jakiejś reakcyi wewnętrznej, gdy powrócili do mieszkania, stał się ożywiony, skłonny do rozmowy, wesoły, oświadczył wręcz profesorowi, iż spać nie myśli, kazał podać herbatę i nie zważając na dość zły humor Marjana — zaprosił na balkon do gawędki.
Noc była prześliczna, a choć z balkonu za gęstemi drzewy nic widać nie było oprócz gry świateł i cieni w księżycowym blasku, miło tu było wonnem powietrzem południa oddychać.
Hrabia po krótkiem zasępieniu, uznał też za właściwe wrócić do znośniejszego usposobienia; Sieniuta pod wpływem towarzystwa, wieczoru, ożywienia