Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwykle. Rad się był przed starym pochwalić sobą, poematem, dojrzałością, myślami — wielkością swoją — posądzał bowiem Sieniutę o zupełną nieświadomość wypadków, które go się tyczyły.
Profesor ochłonąwszy z pierwszego wzruszenia, jechał uspokojony, pogodny, to zachwycając się krajobrazem, to wlepiając w ucznia oczy. Marjan przypatrywał się obu szydersko trochę. Sieniuta wydawał mu się śmiesznym, gdyż hrabia stronę śmieszną chwytał najłatwiej i najpierwej; powaga, z którą występował, nie wiele się troszcząc o hrabiego, będącego pod bokiem — draźniła go.
Pilno mu było dać się poznać, i to z takiej strony, aby „pedant“ musiał dla niego być z respektem.
Jechali tymczasem, gdy Adrjan równie niecierpliwy, by się dać poznać profesorowi ze strony nowej i olśnić go — spytał, czy miał o nim jakąkolwiek wiadomość od czasu, gdy do siebie pisywać przestali?
Sieniuta łagodnie się uśmiechnął.
— Jak, którędy, od kogo? z tego mi się tłómaczyć trudno — rzekł powoli — ale żem miewał o was, kochany panie Adrjanie, wiadomości bardzo szczegółowe, niech będzie dowodem to, co ci powiem, iż o poemacie wiem, przebieg życia twego znam — z danych, jakie miałem, odgaduję niemal co się w twojej duszy dzieje... Dopiero od wyjazdu za granicę brak mi dalszych wskazówek...
Niedowierzająco jakoś Adrjan potrząsnął głową, nie mówiąc nic, gdy Marjan obok jadący chwilę tę obrał dla wmieszania się do rozmowy.
— Ja także kopę lat nie widziałem go — rzekł — a oto dopiero przed godziną złapałem. Ja także nasłuchałem się po świecie legend o nim, bo to już dziś człowiek, o którym chodzą podania i ludzie sobie o nim tworzą baśni; ale z kilkudziesięciu słów, któreśmy wymienili z sobą — widzę, że Adrjan przerósł głową i fantazyą nawet legendy o nim krążące. I pan