Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia go zagadnął o miss Rosę.
— Jesteś bo okrutnym, nielitościwym — odezwał się — Angielce dałeś czas i sposobność zakochania się w tobie, a teraz, nagły strach, aby miłość nie pożarła poezyi, każe ci ją odtrącić.
— Przepraszam — odparł Adrjan — o miłości między nami nigdy mowy nie było. Oczy wprawdzie rozmawiały dużo, pozwalały sobie wiele, ale usta trzymałem zamknięte na siedem pieczęci. Rozmawialiśmy o Shelley’u, o Byronie, o Walter Skocie, o Shakespearze — o niczem więcej.
— Angielka piękna? — spytał Maryan ciekawie.
— Tak jak tylko córki Albionu być umieją — odparł Adrjan — idealnie piękna! Dodaj do tego, że jest sierotą, zupełnie swobodną, a umysł ma daleko śmielszy i więcej wyemancypowany niż zwykle rodaczki jej miewają. Dwudziestokilkoletnia zaledwie podróżuje sama, z jakimś chaperonem milczącym, i zapalczywie albumy napełnia zachwycającemi akwarelami.
Oprócz tego muzykalna, wirtuozka i dusza artystyczna w całem znaczeniu wyrazu.
— Z ciebie prawdziwie szczęśliwy człowiek — wykrzyknął Marjan — los ci sam zsyła taki ideał, z którym dobrze poprowadzony romans innemuby na cały rok dał się czem upajać najrozkoszniej, a ty... niewdzięczny!
— Ja nadewszystko kocham mój poemat — na pół żartobliwie, pół seryo odparł Adrjan — poemat przedewszystkiem — noszę w łonie dziecię moje! Mówiłem ci: poezya jest najzazdrośniejszą z kochanek: a że dla mnie ma wdzięk, który jest odblaskiem Bożego oblicza — poświęcam jej wszystkie Rosy w świecie.
Westchnął jednak.
— Jest w tem — dodał — wiele wyrachowanej ostrożności z mojej strony — boję się sam siebie. Tak jak teraz miłuję poezyę, zdolnym bym był kochać kobietę. Naówczas wszystko stracone — dziesięć lat męczarni poszłoby na ogień i śmiecie. Zginąłbym w jej objęciach.