Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nam tak zawczasu oblekać się smutkiem, dość go potem będziemy mieli.
Klara więc zmieniając trochę przedmiot, zaczęła się unosić nad dobrocią Byleckiego i ofiarą jaką dla nich uczynił. Adrjan nie mógł znieść, aby mówiono o ofiarach.
— Niech mi mama wierzy — przerwał — że dla niego to największe szczęście mieć więcej jednym spichrzem i stodołą do oglądania. Człowiek ten był stworzony na ekonoma.
— Cóż ty to mówisz? — przerwała matka zgorszona.
— To mu bynajmniej nie ujmuje — poprawił się Adrjan — jest ekonomem idealnym, plenipotentem, którego nam prawdziwie Bóg zesłał.
Zmierzchało już dobrze, gdy się żegnać poczęto. Adrjan rozweselił się znowu. Drwęcka nie chciała przypuścić, aby już siostry przed odjazdem widzieć nie miała — przyrzekła swoje przybycie.
Poeta idąc za niemi z Lenią, zamienił z nią kilka słów i wejrzeń, jakby za dawnych dobrych czasów. Choć dotąd dosyć zimno z sobą byli, przy rozstaniu pochwycił ją za rękę i do ust ją przyłożył, ona ścisnęła dłoń jego, spojrzeli sobie w oczy, poruszeni mocno. Serca uderzyły.
Czy trwało to uczucie? Któż wie? Adrjan przez całą drogę milczał i wzdychał. Sędzina myślała już o tysiącu szczegółów, tyczących się podróży. W ganku powitał ich milczący kapitan, podając rękę wdowie i oznajmując, że pieniądze potrzebne ma już gotowe, listy rekomendacyjne pościągał i — wszystkie polecenia niestety! były już spełnione. Nic już nie stało na przeszkodzie do wyjazdu. Matka rada go teraz była odłożyć, bo gdy się chwila rozstania z domem zbliżała, trwoga i smutne jakieś przeczucie serce jej uciskało. Adrjan naglił o pośpiech.
W parę dni potem nadjechała Drwęcka, ale bez Leni. Adrjan lżej odetchnął teraz zobaczywszy, że jej nie ma, — lękał się widocznie wrażenia, jakie na