Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było można; chmurny, przemówiwszy zaledwie słów kilka, poszedł zamknąć się w swoim pokoju i nie pokazał się już więcej.
Dwie siostry przyjaciółki, cicho szepcząc z sobą kilka godzin, spłakały się mocno, i późnym wieczorem dopiero pani Drwęcka powróciła do domu.
Zaraz po jej wyjeździe Adrjan wyszedł ze swej kryjówki do matki, posępny, milczący, skarżąc się na ból głowy.
W rozmowie przerywanej napomknął, że należało z pożegnaniem pojechać do ciotki. Jak zawsze, wola geniuszu była dla matki rozkazem. O Leni nie wspominał wcale; można było go jednak posądzić, że nie chcąc sam kochać, nie mógł pozwolić na to, aby go kochać przestano.
Trzeciego dnia przypomniał odwiedziny ciotki, matka zawsze była gotowa, i mimo dnia słotnego ruszyli natychmiast. Przez całą drogę Adrjan siedział zadumany, dwa tylko czy trzy razy chwyciwszy ołówek, który zawsze nosił przy sobie, aby cóś zapisać. Tworzył bowiem tak ciągle, i niekiedy wśród najprozaiczniejszych warunków, miewał chwile natchnienia, przychodzącego i znikającego jak błyskawica.
Gdy przybyli do Zalesia i weszli do dworu, Leni nie było w pokoju, nierychło się nawet ukazała, co widocznie kuzynkowi humor popsuło. Na zapytanie o nią, odpowiedziała ciotka, że wkrótce zapewne nadejdzie.
Jakoż za chwilę, biedne dziewcze, które potrzebowało zebrać siły, obudzić w sobie męztwo, ochłonąć ze wzruszenia — weszło z twarzą spokojną, prawie wesołą, niezmieszane wcale i przywitało Adrjana z dawną poufałością, jakby mu nic do wyrzucenia nie miało.
W tej chwili ona była wyższą panowaniem nad sobą niż geniusz, który zdradził wzruszenie wielkie, chociaż natychmiast się go zawstydził i poskromił je.