Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trwało to dni kilkanaście i zdawało się przeznaczonem przeciągnąć jeszcze. Miss Rosa, której rumieńce pobladły, i zdrowie ucierpiało, odzywała się o wyjeździe do Palerma, ale Adrjan mówić jej o tem nie dawał, a łzy matki i myśleć nie dozwalały.
Jednego wieczoru dziwnym zwrotem jakimś w rozmowie, coś wspomniano o Byronie, miss Rosa miała z sobą ostatni poemat. Adrjan zajął się nim mocno i rozgorączkował nieco. Spostrzegłszy to Angielka, bardzo zręcznie wtrąciła coś innego, zagadała o sztuce, i zdawało się, że pierwsze zatarła wrażenie. Adrjan jednak pozostał milczący i zasępiony. Chciał dramat ów pożyczyć u miss Rosy, lecz odmówiła mu go wręcz.
— Dam panu później — teraz jest mi potrzebny — i książka nie moja — a do snu to nie jest właściwe czytanie dla chorego. Wyzdrowiej pan wprzódy.
Gdy się rozeszli wszyscy i chory miał spać się położyć, usłyszano dzwonienie: Adrjan prosił Sieniuty, aby natychmiast przyszedł do niego.
Stary pospieszył na zawołanie trochę niespokojny. Znalazł go siedzącym na łóżku, z głową w dłoni, z rumieńcami wypieczonemi, w stanie rozdrażnienia oddawna już niewidzianym. Pierś poruszała się żywo, cisnął ją drugą ręką.
— Wiesz co, mój stary dobry przyjacielu — zawołał zobaczywszy go wchodzącego — ja w tem naszem kółku niewieściem siedząc jak w puchu, niewieścieję sam. To wpływa na mój umysł i może wpłynąć na poemat...
On ma swe prawa!...
Chcę być szczęśliwy, dobrze mi jest wśród tych aniołów, ale nic nie słysząc oprócz szelestu ich skrzydeł... usnę bezsilny... Raz potrzeba skończyć z tym poematem, który mnie dusi. On jest całą moją chorobą. Zrzucę go z piersi i z czaszki, a lżej mi będzie...
Sieniuta słuchał przelękły, otwierał już usta, aby